Jechałam właśnie obskurną taksówką na lotnisko. Słońce grzało dzisiaj jak nigdy, byłam bliska rozpłynięciu się. Zresztą nie ma co się dziwić w końcu mieszkałam na Florydzie, tak dobrze czytacie mieszkałam. Z chwilą, w której wystartował samolot rozpoczynał się nowy rozdział mojego życia...
Gdy byłam małą dziewczynką, każdej nocy moja mama zajmowała miejsce na małym krzesełku obok mojego łóżka czytając mi przeróżne historie zaczynając od legend kończąc na baśniach. Ja wtedy leżałam przytulona do mojej ulubionej maskotki - brązowego misia i chłonęłam każde słowo, które zostało przez nią wypowiedziane. Kochałam jej historie przenosiłam się wtedy do innego świata, pełnego magii i tajemnic, gdzie nie istniało słowo ''niemożliwe''.
W późniejszym czasie sama zaczęłam pisać. Nie interesowali mnie chłopcy jak resztę moich rówieśniczek dla mnie to była strata czasu. Wolałam zanurzyć się w swoim własnym zaczarowanym niebie. Przymknęłam powieki.. to były niewątpliwie najszczęśliwsze chwile mojego dzieciństwa. Równo tydzień temu zmarła moja mama, jedyna osoba, której nie bałam się powierzać swoich sekretów ani problemów. Czuję się tak jakby wszechświat zrobił sobie okrutny żart pozbawiając mnie mojej jedynej i zarazem najlepszej przyjaciółki.
Zastanawiacie się pewnie teraz gdzie lecę, więc już moi kochani wam wyjaśniam. Miejscem mojego przeznaczenia było niewielkie oraz najbardziej deszczowe miasteczko położone w kontynentalnej części Stanów Zjednoczonych - Forks. Tam właśnie mieszka Charlie - mój ojciec. Rodzice rozwiedli się gdy miałam zaledwie 3 lata. Nie pasowali do siebie, to była 2 zupełnie inne żywioły a mówią, że przeciwieństwa się przyciągają lecz w tym przypadku to się nie sprawdziło.... Renee była pełną energii kobietą która pragnęła brać garściami wszystko co najlepsze w życiu, tuż przed śmiercią skoczyła nawet na spadochronie.. Charlie był jej zupełnym przeciwieństwem, nudny facet w średnim wieku. Kochałam ich oboje ale to właśnie z mamą byłam dużo bardziej zżyta, u taty spędzałam jedynie 2 miesiące w ciągu roku, a teraz mieliśmy razem zamieszkać... Komunikat o zapięciu pasów przywrócił mnie do rzeczywistości. Po chwili samolot wylądował.. a ja ciągnąc niewielką walizkę udałam się w stronę policyjnego radiowozu...
Świetnie. Interpretacja zmierzchu, ale taka inna. Podoba mi się.
OdpowiedzUsuńSuper już mnie wciągnęło. Nie mogę się doczekać pierwszego rozdziału. Uwielbiam <3
OdpowiedzUsuń