piątek, 12 lipca 2013

Rozdział 2

Obudził mnie deszcz stukający o parapet, z niechęcią wygrzebałam się z ciepłej pościeli zbierając się do szkoły. W pośpiechu złapałam plecak po czym zbiegłam na dół zjadając w przelocie na wpół ciepła grzankę przygotowaną najwidoczniej wcześniej przez Charliego. Odpaliłam swojego Mustanga, byłam trochę zdenerwowana. Deszcz zacinał coraz mocniej co w dużym stopniu utrudniało mi jazdę. W końcu udało mi się przebić na szkolny parking, byłam dużo przed czasem więc postanowiłam, że zaczekam w samochodzie. Powoli inni uczniowie zaczęli się zjeżdżać. Wpatrywałam się akurat w śmiesznego grubasa kłócącego się ze swoim kumplem gdy poczułam że ktoś mnie obserwuje.. przekręciłam głowę w lewą stronę i ujrzałam JEGO, stał oparty o nowiutkiego Astona Martina. Nasze oczy zetknęły się na moment, lecz było coś nie tak.. patrzył na mnie inaczej niż wczoraj.. jego wzrok był przepełniony nienawiścią...  Wysiadłam z auta kierując się do budynku szkolnego, odebrałam swój rozkład zajęć wpadając po drodze na jakąś ciemnowłosą dziewczynę, wytrącając książki z jej rąk. - Przepraszam - wyjąkałam.... - Nic nie szkodzi, jestem Susan - dziewczyna uśmiechnęła się podając mi rękę, odwzajemniłam ten gest również się przedstawiając po czym pomogłam jej pozbierać rozsypane rzeczy. Okazało się,że mamy razem lekcje angielskiego więc usiadłyśmy obok siebie po wejściu do klasy.  Wreszcie zadzwonił dzwonek oznajmiający koniec lekcji. Susan zaprowadziła mnie do jadalni przedstawiając swoim znajomym.. Tom, Daisy  - wyliczała gdy do środka weszli oni, niesamowicie piękni.. z mojego gardła wydobył się cichy pisk.. pisk zachwytu... - To Cullenowie - usłyszałam szept Toma.... Z wrażenia usiadłam na krześle... - Ten w lokach to Harold najmłodszy z całej rodziny - rzekła Daisy, a ten wysoki - pisnęła Susan to ..- Louis, tak wiem - wypaliłam ni z tego ni z owego... Wszyscy spojrzeli na mnie zdziwieni - spotkałam go przypadkowo wczoraj - dorzuciłam szybko.. - a te 2 dziewczyny, które im towarzysza - spytałam... - ta blondyna to Rosalie chodzi z Zaynem, są niczym papużki nierozłączki - skomentował Tom.. - a druga ma na imię Alice, razem z Niallem świata po za sobą nie widzą - usłyszałam cichy chichot Daisy.  W nich wszystkich było coś niesamowitego, coś co sprawiało, że człowiek mógł zapomnieć języka w buzi.  Nadeszła pora na lekce biologi, w dobrym humorze odnalazłam odpowiednią salę i weszłam do środka. Rozejrzałam się namierzając jakieś wolne miejsce... nie mogłam uwierzyć jedyne wolne krzesło znajdowało się obok Louisa. Niepewnie usiadłam obok niego, chłopak nawet nie zaszczycił mnie swoim spojrzeniem. Przez cale 45 minut siedział wyprostowany wpatrując się w naszego belfra. W końcu spojrzał na mnie lodowatym wzrokiem wypełnionym pogardą - Nigdy się nie spotkaliśmy, nie znamy się a ja cię nienawidzę... po czym wybiegł z sali zostawiając mnie mnie osłupiałą.
                                                                                     ***
Wróciłam do domu zastanawiając się co też mogło być przyczyną dziwnego a wręcz żałosnego zachowania młodego Cullena przecież ja mu nic do cholery nie zrobiłam. Zaparkowałam samochód w garażu i wybuchłam gromkim płaczem. Dlaczego On mnie tak potraktował, dlaczego...kurwa... on coś ukrywa, posiada jakiś sekret ale ja się dowiem o co w tym wszystkim tak naprawdę chodzi.. porozmawiam z nim jutro.... tak koniecznie muszę to zrobić inaczej zwariuję ....

Rozdział 1

Droga przebiegała nam w ciszy, mój ojciec nigdy nie był idealnym partnerem do długich konwersacji, to lubiłam w nim najbardziej.. nigdy nie zadawał głupich pytań ani nie prawił nudnych monologów.
Po godzinie znaleźliśmy się w domu. Mój pokój znajdował się na 1 piętrze z widokiem na las. Nic się w nim nie zmieniło wszystkie rzeczy leżały dokładnie w miejscach, w których je pozostawiłam podczas poprzednich wakacji. Wypakowałam swoje ciuchy i inne niezbędne przybory po czym zeszłam na dół. Charlie siedział na jasnej sofie oglądając mecz na ogromnym telewizorze plazmowym, w ręce trzymał puszkę swojego ulubionego piwa... - tak, zdecydowanie nic się tutaj nie zmieniło - powiedziałam, uśmiechając się do siebie..
- Bells - krzyknął gdy kierowałam się akurat w stronę kuchni.. - tak tato - odwróciłam się. Jego wzrok był wbity w szklany ekran, odchrząknął - zapisałem cię do miejscowego liceum. Wiem, że to trochę kilometrów stąd więc postanowiłem zrobić ci małą niespodziankę. Myślałam, że się przesłyszałam, Charlie i niespodzianka..ha dobre mi sobie. Na moje 17 urodziny dostałam od niego książkę na temat rozmnażania się ssaków, więc byłam pewna obaw co wymyślił tym razem. Wyszliśmy razem przed dom, tata zszedł na chodnik i otworzył drzwi od małego garażu, w środku stał stary podniszczony Mustang. W pierwszej chwili nie wiedziałam o co chodzi, lecz w końcu się zorientowałam, że owa niespodzianka o której wspominał to samochód i to jaki samochód.Oczy momentalnie zaszły mi łzami. Rzuciłam się na jego szyję o mało nie zwalając go z nóg. To był najwspanialszy prezent jaki kiedykolwiek dostałam. Przez myśl by mi nigdy nie przeszło, że mojego własnego ojca będzie stać na taki gest. Szczęśliwa porwałam kluczyki z jego dłoni i udałam się na małą wycieczkę. Mimo swojego wieku silnik chodził jak marzenie.
Zaparkowałam na skraju ogromnego lasu. Boże jak ja chciałam skakać ze szczęścia. Wygramoliłam się z niskiego auta siadając na jego masce....
- Piękna pogoda nieprawdaż - usłyszałam czyiś głos... musiałam przyznać, że jego tembr był niezwykle uwodzicielski. Podniosłam wzrok, przede mną stał wysoki i niezwykle przystojny chłopak o brązowych włosach. - To, że nie pada nie oznacza od razu pięknej pogody - odparłam wpatrując się w jego złote tęczówki. - Sądząc po oczach, musisz być córką Charliego - jego brwi uniosły się kilka centymetrów - Więc to ty jesteś Bella - ukłonił się nisko... Nie mogłam wydusić żadnego słowa moje gardło było związane jakimś niewidzialnym sznurem, skąd ten chłopak wiedział kim jestem... - Nazywam się Louis William Cullen - posłał mi uśmiech, który spowodował, że straciłam czucie w moich kończynach lądując na ziemi.. stop nie po czułam bólu, który byłby spowodowany upadkiem..coś było nie tak... uchyliłam powieki... znajdowałam się w ramionach tajemniczego Cullena, tylko jakim cudem tak szybko przemieścił się w moją stronę, to było  dziwne. Chłopak postawił mnie ostrożnie na ziemi odsuwając się ode mnie. Wyraźnie się nad czymś zastanawiał, coś nie dawało mu spokoju, przyglądał się przez chwile mojej osobie w skupieniu lecz nie mogłam wyczytać niczego z jego pięknej twarzy.. przypominał on raczej greckiego Adonisa niżeli zwykłego chłopaka. - Przepraszam muszę już iść - odparł po chwili milczenia i szybkim krokiem udał się w głąb lasu...
                                                                            ***

Tej nocy długo nie mogłam zasnąć wciąż myślałam o przystojnym aczkolwiek tajemniczym Louise Williamie Cullenie. Nie tylko wyglądem różnił się od reszty chłopaków ale  również wyróżniał się swoim nienagannym zachowaniem....  Wciąż widziałam te jego cudowne złote tęczówki wpatrujące się w moje oczy.. Jedna rzecz nie dawała mi spokoju, mianowicie gdy znalazłam się w jego ramionach poczułam coś dziwnego lecz zarazem strasznego... jego ciało .. z jego ciała bił przeraźliwy chłód.......

czwartek, 11 lipca 2013

Prolog

Jechałam właśnie obskurną taksówką na lotnisko. Słońce grzało dzisiaj jak nigdy, byłam bliska rozpłynięciu się. Zresztą nie ma co się dziwić w końcu mieszkałam na Florydzie, tak dobrze czytacie mieszkałam. Z chwilą, w której wystartował samolot rozpoczynał się nowy rozdział mojego życia...

Gdy byłam małą dziewczynką, każdej nocy moja mama zajmowała miejsce na małym krzesełku obok mojego łóżka czytając mi przeróżne historie zaczynając od legend kończąc na baśniach. Ja wtedy leżałam przytulona do mojej ulubionej maskotki - brązowego misia i chłonęłam każde słowo, które zostało przez nią wypowiedziane. Kochałam jej historie przenosiłam się wtedy do innego świata, pełnego magii i tajemnic, gdzie nie istniało słowo ''niemożliwe''.
W późniejszym czasie sama zaczęłam pisać. Nie interesowali mnie chłopcy jak resztę moich rówieśniczek dla mnie to była strata czasu. Wolałam zanurzyć się w swoim własnym zaczarowanym niebie. Przymknęłam powieki.. to były niewątpliwie najszczęśliwsze chwile mojego dzieciństwa. Równo tydzień temu zmarła moja mama, jedyna osoba, której nie bałam się powierzać swoich sekretów ani problemów. Czuję się tak jakby wszechświat zrobił sobie okrutny żart pozbawiając mnie mojej jedynej i zarazem najlepszej przyjaciółki.
Zastanawiacie się pewnie teraz gdzie lecę, więc już moi kochani wam wyjaśniam. Miejscem mojego przeznaczenia było niewielkie oraz najbardziej deszczowe miasteczko położone w kontynentalnej części Stanów Zjednoczonych - Forks. Tam właśnie mieszka Charlie - mój ojciec. Rodzice rozwiedli się gdy miałam zaledwie 3 lata. Nie pasowali do siebie, to była 2 zupełnie inne żywioły a mówią, że przeciwieństwa się przyciągają lecz w tym przypadku to się nie sprawdziło.... Renee była pełną energii  kobietą która pragnęła brać garściami wszystko co najlepsze w życiu, tuż przed śmiercią skoczyła nawet na spadochronie.. Charlie był jej zupełnym przeciwieństwem, nudny facet w średnim wieku. Kochałam ich oboje ale to właśnie z mamą byłam dużo bardziej zżyta, u taty spędzałam jedynie 2 miesiące w ciągu roku, a teraz mieliśmy razem zamieszkać... Komunikat o zapięciu pasów przywrócił mnie do rzeczywistości. Po chwili samolot wylądował.. a ja ciągnąc niewielką walizkę udałam się w stronę policyjnego radiowozu...