Nastał weekend więc miałam trochę luzu. Po skromnym śniadaniu posprzątałam cały dom, Charlie chyba tego od wieków nie robił. Puste puszki po piwie walały się po całym mieszkaniu. Planowałam dzisiaj krótki wypad do Port Angeles, musiałam kupić kilka rzeczy. Przygotowałam obiad i zostawiłam go tacie do odgrzania w mikrofali. Wsiadając do swojego samochodu ujrzałam w oddali Louisa siedzącego na drzewie co było dość dziwnym zjawiskiem. Zaczynałam się go bać tym bardziej po tej akcji na parkingu wiem, że powinnam być mu wdzięczna w końcu uratował mi życie tylko coś nie dawało mi spokoju. Chłopak zeskoczył z gałęzi uśmiechając się do mnie.
- Witaj Bello - ukłonił się szarmancko opierając się o maskę mojego Mustanga
- Cześć - wydukałam wciąż wpatrując się w bruneta - co ty robiłeś na tym drzewie ? - spytałam niepewnie
- Czekałem na Ciebie - odparł odgarniając włosy z mojej twarzy. Zadrżałam pod wpływem jego dotyku nawet chłód bijący z jego ciała nie miał w tej chwili znaczenia. Cullen pociągnął mnie w stronę pobliskiego lasu. Zgodziłam się myśląc, że może zdradzi mi coś o sobie, niestety się myliłam. Zbywał każde moje pytanie w końcu się poddałam a rozmowa zeszła na inne tory.Przed końcem spaceru wiedział o mnie wszystko. Odprowadził mnie pod same drzwi, odwróciłam się tylko na moment aby przekręcić klucz w zamku i chciałam zaprosić go do środka, lecz chłopaka już nie było. Rozejrzałam się w około lecz przepadł jak kamień w wodę. Zdezorientowana wparzyłam do środka, ojca jeszcze nie było więc porwałam tylko torebkę. Odechciało mi się zakupów musiałam sprawdzić kilka innych rzeczy. Charlie jeszcze nie zainstalował gniazdka internetowego w moim pokoju więc byłam zmuszona udać się do biblioteki. Zajęłam miejsce przy starym komputerze czekając cierpliwie aż ten złom się włączy. Wszystkie cechy jakimi charakteryzował się Louis wpisałam w wyszukiwarkę po chwili wyskoczyło mi kilka interesujących wyników. Kliknęłam w pierwszy link. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom w to co właśnie czytałam.
Według słowiańskich wierzeń, wampir (zwany także wąpierz, upiór, upir, martwiec, wieszczy, wupi, wuki). Wampir jest fantastyczną istotą, która żywi się ludzką krwią, prawie nieśmiertelna. Ma on ludzką postać. Znakiem charakterystycznym są wydłużone kły. Wampirom przypisuje się liczne paranormalne zdolności takie jak : regeneracja, hipnoza, wyczulony słuch, niezwykła szybkość. Mogą również czytać w myślach, przewidywać przyszłość jak i manipulować ludzkimi wspomnieniami.
Przecież takie istoty nie istnieją - skarciłam siebie w myślach ale grzebałam dalej. Natrafiłam jeszcze na kilka ciekawych informacji mianowicie niektórzy ludzie zaklinali się, że spotkali w swoim życiu najprawdziwszego wampira.
Opuściłam bibliotekę, w mojej głowie panował istny mętlik.
- Hej mała masz ochotę na małe co nie co - jakiś pijany facet opierał się o mój samochód. Próbowałam wyciągnąć z torebki gaz pieprzowy, który dostałam od Charliego niestety cała zawartość wysypała się na mokrą jezdnię. Strach sparaliżował moje kończyny, nie byłam w stanie wykonać żadnego ruchu. Blondyn wyrzucił pustą butelkę, ta z hukiem rozbiła się na małe kawałki. Z szyderczym uśmiechem zbliżał się do mnie, nagle znikąd pojawił się Louis odpychając mężczyznę. Pomógł mi wstać i kazał schować się w samochodzie. Obserwowałam przez szybę jak rozprawia się z tym obleśnym typem. W pośpiechu pozbierał moje rzeczy i zajął miejsce kierowcy odpalając silnik.
- Skąd Ty się tu wziąłęś - spytałam daleje będąc w szoku
- Spacerowałem po okolicy a po za tym mój brat robi zakupy w pobliżu - zerknął na mnie - a ty co odrabiałaś zadanie domowe - roześmiał się na widok mojej miny. Policzki pokryły mi rumieńce, przecież nie mogłam mu wyjawić prawdziwego powodu dla którego odwiedziłam miejscową bibliotekę
- Tak musiałam znaleźć kilka informacji do referatu z historii - skłamałam włączając radio. Szczerze byłam szczęśliwa gdyby nie on ten pijak zapewne by mnie zgwałcił bądź wyrządził inną krzywdę. Dojechaliśmy pod mój dom, na podjeździe stał radiowóz Charliego.
- Wejdziesz na moment - posłałam brunetowi lekki uśmiech wykrzywiając swoje palce.
- Czemu nie - wszedł za mną do mieszkania. Tato spał na sofie więc po cichu przemieściliśmy się do mojego pokoju. Louis krążył oglądając zdjęcia stojące na moim biurku. Wziął jedno w dłonie. Fotografia ukazywała mnie oraz mamę podczas wakacji w Meksyku. Usiadł na krześle przeczesując swoje włosy. Strach, który czułam po południu uleciał, coś mi podpowiadało, że mogę mu zaufać.
- Jesteś niesamowicie szybki - wypaliłam nie hamując słów chłopak jedynie się uśmiechnął
- Jesteś spostrzegawcza Bello - ściągnął brwi odkładając fotografie - jeszcze masz jakieś spostrzeżenia ?
- I niesamowicie silny zupełnie jak postać z komiksu, Spiderman czy Batman - spojrzałam w jego tęczówki o kolorze miodu
- Jestem raczej tym złym charakterem - obnażył swoje białe zęby wstając i wychodząc z pokoju, momentalnie się zerwałam wybiegając za nim w deszcz lecz jego jak zwykle już nie było, wyparował...
***
Rano obudził mnie klakson samochodu, wygrzebałam się z ciepłej pościeli podchodząc do okna. Przetarłam oczy i ujrzałam czarnego astona martina należący do Cullena. W szybkim tempie umyłam zęby oraz założyłam świeże ciuchy. Zbiegłam po schodach wybiegając z domu. Chłopak siedział na masce obracając coś w dłoniach. Zerknął na mnie chowając to ''coś'' do kieszeni kurtki.
- Dzień Dobry - uśmiechnął się otwierając przede mną drzwiczki, kiwnęłam głową zajmując miejsce pasażera. Byłam ciekawa gdzie mnie zabiera więc siedziałam w milczeniu i cierpliwie czekałam aż brunet sam mi powie. Wjechaliśmy do lasu, w tej części byłam po raz pierwszy rozglądałam się w skupieniu aż chłopak zatrzymał samochód. Dalej szliśmy pieszo, Louis doprowadził mnie na przepiękną polanę otoczoną drzewami. Wolnym krokiem szłam do przodu jeżdżąc palcami po płatkach różnych kwiatów, zakochałam się w tym miejscu, było tu tak cicho, tak spokojnie. W pewnym momencie stanęłam i przymykając powieki odparłam bez cienia strachu
- Wiem kim jesteś -
- Tak ? więc powiedz to głośno - jego głos dobiegł za moich pleców
- Jesteś wampirem - czekałam na jego reakcję
- Boisz się ? - spytał melodyjnym tonem
- Jedyne czego się boję to utrata Ciebie - odparłam zgodnie z prawdą. Poczułam palce chłopaka zaciskające się na moim nadgarstku. Stanął przede mną kładąc moją dłoń na swoim policzku. Był niczym kamień ale nie przeszkadzało mi to liczył się tylko on. Przekrzywił swoją twarz wpatrując się w moje oczy, Wyglądało to tak jakby szukał w nich jakiejkolwiek oznaki strachu. Nie mógł jej zobaczyć bo nic takiego nie czułam wręcz przeciwnie byłam szczęśliwa oraz bezpieczna przy jego boku.
- Nurtuje mnie jedna rzecz - założył kosmyk moich włosów za ucho, westchnęłam cicho
- Mianowicie - wzruszył ramionami ignorując moje pytanie. Przybliżył wargi w kierunku moich, poczułam dziwny uścisk w żołądku, zapragnęłam go. Otuliłam rękoma jego kark delikatnie przyciągając do siebie gdy tylko brunet poczuł mój oddech na swoich ustach odskoczył w tył. Jego dłonie zacisnęły się w pięści.
- Przepraszam ale nie mogę.. jeszcze nie teraz - jego usta wykrzywiły się lekkim uśmiechu. Położył się na trawie a ja oparłam głowę o jego tors. Jeszcze nigdy nie byłam z nikim tak blisko...
środa, 9 października 2013
piątek, 9 sierpnia 2013
Rozdział 3
Zerwałam się wcześniej z łóżka gnając do szkoły. Musiałam porozmawiać z Louisem.. po prostu musiałam. Z wolnym miejscem do parkowania nie było problemu. Czekałam w samochodzie aż nowiutki Aston Martin zajmie swoje miejsce lecz tak się nie stało ani dzisiaj, ani następnego dnia. Przez cały tydzień żaden z cudownych Cullenów się nie pokazał. Zaczynałam myśleć, że chłopak mnie unika, że naprawdę mnie nienawidzi...
W końcu w mroźny i wietrzny poniedziałkowy ranek ujrzałam go.. stał na korytarzu w towarzystwie swojego brata, tego w lokach, Harolda. Pośpiesznie zajęłam swoje miejsce w sali Biologii czekając aż pojawi się Lou. Nie minęło 5 minut a chłopak usiadł obok mnie.
- Cześć Bells - rzucił z uśmiechem....Nie rozumiałam go ostatni raz gdy się widzieliśmy nienawidził mnie a teraz znowuż jest miły... - Witaj - odparłam starając się nie patrzeć na niego...- Bella pragnę przeprosić cię za swoje zachowanie - odezwał się po dłuższej chwili milczenia. Już chciałam go zapytać o przyczynę owego zachowania ale Pan Beats wszedł do klasy. Nauczyciel Biologii był starszym człowiekiem o zielonych oczach i siwych włosach. Zajął swoje miejsce za biurkiem i zaczął zajęcia od sprawdzenia obecności.
- Dzisiaj będziecie pracować w parach - oznajmił wypisując temat na dużej zielonej tablicy. To oznaczało, że ja i Louis musimy współpracować. Belfer rozdał każdemu po 1 kartce z pytaniami objaśniając nasze zadania....
- Mogę - Cullen wskazał skrawek papieru - odpowiem na każde z nich i będziemy mieć to z głowy..- Nie mogłam się na to zgodzić, wyszłabym przy nim wtedy na tumana. - Wiesz, tak się składa, że ja akurat również znam odpowiedzi do tych pytań - syknęłam... - Więc zróbmy je razem - szepnął a nasze ramiona się zetknęły na moment. Znów poczułam ten przeraźliwy chłód bijący od jego ciała...
Odpowiedzieliśmy wspólnie na wszystkie pytania naprawdę nieźle się przy tym bawiąc...
Padający śnieg okrył ulice, już rano był przymrozek a teraz jest jeszcze gorzej. Stawiałam ostrożnie kroki na śliskiej nawierzchni i jakoś udało mi się dotrzeć do mojego Mustanga. Właśnie walczyłam z drzwiczkami gdy usłyszałam dziwny pisk, odwróciłam się o 180 stopni i ujrzałam wana pędzącego w moją stronę....
A więc tak wygląda mój koniec, zamknęłam oczy, zaciskając zęby czekałam na najgorsze lecz nagle ktoś znalazł się przy mnie zasłaniając moje ciało i odpychając samochód pikujący w moją stronę.
Zaraz, zaraz jak odpychając.. pokiwałam głową tak jakbym się chciała przebudzić spojrzałam na bok auta było w nim wgniecenie idealnie pasujące do wielkości dłoni Louisa.... Ogarnęła mnie ciemność...
***
Otworzyłam powoli powieki próbując się ruszyć... bezskutecznie, każda część mojego ciała była obolała.. Zamiast tego rozejrzałam się po dużej sali... w kącie dostrzegłam Cullena siedział na krześle stojącym pod białą ścianą... Niczym w zwolnionym tempie powracały do mnie migawki z tego co się wydarzyło na szkolnym parkingu, przymknęłam powieki dosłownie na sekundę a gdy je otworzyłam Louis stał obok mnie troskliwie lustrując mnie wzrokiem... Jego oczy były jakieś dziwne, ciemne zupełnie innego koloru niż ostatnio...
- Bella - odezwał się przerywając ciszę wypełniającą to pomieszczenie - w końcu się obudziłaś .. wszyscy się martwili o ciebie
- ile spałam - wychrypiałam słabym głosem
- 4 dni, ale na szczęście jesteś już z nami - uśmiechnął się a zaraz potem wyszedł z sali, leżałam sama nie wiedząc co o tym wszystkim myśleć... Ta jego niesamowita szybkość, jego oczy raz o kolorze miodu a raz czarne niczym smoła i jeszcze do tego jakim cudem udało mu się odepchnąć tego Vana no jak? Moje rozmyślania przerwał lekarz o blond włosach i bladej cerze...
- witam Bello nazywam się Dr Carlisle Cullen... - podszedł do mnie święcąc latarką wprost w moje źrenice...
- No dobrze wygląda na to, że wypisze cię już dzisiaj i będziesz mogła wrócić do domu - odparł biorąc moją kartę w swoje dłonie coś na niej kreśląc... Poczułam się trochę lepiej słysząc
W końcu w mroźny i wietrzny poniedziałkowy ranek ujrzałam go.. stał na korytarzu w towarzystwie swojego brata, tego w lokach, Harolda. Pośpiesznie zajęłam swoje miejsce w sali Biologii czekając aż pojawi się Lou. Nie minęło 5 minut a chłopak usiadł obok mnie.
- Cześć Bells - rzucił z uśmiechem....Nie rozumiałam go ostatni raz gdy się widzieliśmy nienawidził mnie a teraz znowuż jest miły... - Witaj - odparłam starając się nie patrzeć na niego...- Bella pragnę przeprosić cię za swoje zachowanie - odezwał się po dłuższej chwili milczenia. Już chciałam go zapytać o przyczynę owego zachowania ale Pan Beats wszedł do klasy. Nauczyciel Biologii był starszym człowiekiem o zielonych oczach i siwych włosach. Zajął swoje miejsce za biurkiem i zaczął zajęcia od sprawdzenia obecności.
- Dzisiaj będziecie pracować w parach - oznajmił wypisując temat na dużej zielonej tablicy. To oznaczało, że ja i Louis musimy współpracować. Belfer rozdał każdemu po 1 kartce z pytaniami objaśniając nasze zadania....
- Mogę - Cullen wskazał skrawek papieru - odpowiem na każde z nich i będziemy mieć to z głowy..- Nie mogłam się na to zgodzić, wyszłabym przy nim wtedy na tumana. - Wiesz, tak się składa, że ja akurat również znam odpowiedzi do tych pytań - syknęłam... - Więc zróbmy je razem - szepnął a nasze ramiona się zetknęły na moment. Znów poczułam ten przeraźliwy chłód bijący od jego ciała...
Odpowiedzieliśmy wspólnie na wszystkie pytania naprawdę nieźle się przy tym bawiąc...
Padający śnieg okrył ulice, już rano był przymrozek a teraz jest jeszcze gorzej. Stawiałam ostrożnie kroki na śliskiej nawierzchni i jakoś udało mi się dotrzeć do mojego Mustanga. Właśnie walczyłam z drzwiczkami gdy usłyszałam dziwny pisk, odwróciłam się o 180 stopni i ujrzałam wana pędzącego w moją stronę....
A więc tak wygląda mój koniec, zamknęłam oczy, zaciskając zęby czekałam na najgorsze lecz nagle ktoś znalazł się przy mnie zasłaniając moje ciało i odpychając samochód pikujący w moją stronę.
Zaraz, zaraz jak odpychając.. pokiwałam głową tak jakbym się chciała przebudzić spojrzałam na bok auta było w nim wgniecenie idealnie pasujące do wielkości dłoni Louisa.... Ogarnęła mnie ciemność...
***
Otworzyłam powoli powieki próbując się ruszyć... bezskutecznie, każda część mojego ciała była obolała.. Zamiast tego rozejrzałam się po dużej sali... w kącie dostrzegłam Cullena siedział na krześle stojącym pod białą ścianą... Niczym w zwolnionym tempie powracały do mnie migawki z tego co się wydarzyło na szkolnym parkingu, przymknęłam powieki dosłownie na sekundę a gdy je otworzyłam Louis stał obok mnie troskliwie lustrując mnie wzrokiem... Jego oczy były jakieś dziwne, ciemne zupełnie innego koloru niż ostatnio...
- Bella - odezwał się przerywając ciszę wypełniającą to pomieszczenie - w końcu się obudziłaś .. wszyscy się martwili o ciebie
- ile spałam - wychrypiałam słabym głosem
- 4 dni, ale na szczęście jesteś już z nami - uśmiechnął się a zaraz potem wyszedł z sali, leżałam sama nie wiedząc co o tym wszystkim myśleć... Ta jego niesamowita szybkość, jego oczy raz o kolorze miodu a raz czarne niczym smoła i jeszcze do tego jakim cudem udało mu się odepchnąć tego Vana no jak? Moje rozmyślania przerwał lekarz o blond włosach i bladej cerze...
- witam Bello nazywam się Dr Carlisle Cullen... - podszedł do mnie święcąc latarką wprost w moje źrenice...
- No dobrze wygląda na to, że wypisze cię już dzisiaj i będziesz mogła wrócić do domu - odparł biorąc moją kartę w swoje dłonie coś na niej kreśląc... Poczułam się trochę lepiej słysząc
piątek, 12 lipca 2013
Rozdział 2
Obudził mnie deszcz stukający o parapet, z niechęcią wygrzebałam się z ciepłej pościeli zbierając się do szkoły. W pośpiechu złapałam plecak po czym zbiegłam na dół zjadając w przelocie na wpół ciepła grzankę przygotowaną najwidoczniej wcześniej przez Charliego. Odpaliłam swojego Mustanga, byłam trochę zdenerwowana. Deszcz zacinał coraz mocniej co w dużym stopniu utrudniało mi jazdę. W końcu udało mi się przebić na szkolny parking, byłam dużo przed czasem więc postanowiłam, że zaczekam w samochodzie. Powoli inni uczniowie zaczęli się zjeżdżać. Wpatrywałam się akurat w śmiesznego grubasa kłócącego się ze swoim kumplem gdy poczułam że ktoś mnie obserwuje.. przekręciłam głowę w lewą stronę i ujrzałam JEGO, stał oparty o nowiutkiego Astona Martina. Nasze oczy zetknęły się na moment, lecz było coś nie tak.. patrzył na mnie inaczej niż wczoraj.. jego wzrok był przepełniony nienawiścią... Wysiadłam z auta kierując się do budynku szkolnego, odebrałam swój rozkład zajęć wpadając po drodze na jakąś ciemnowłosą dziewczynę, wytrącając książki z jej rąk. - Przepraszam - wyjąkałam.... - Nic nie szkodzi, jestem Susan - dziewczyna uśmiechnęła się podając mi rękę, odwzajemniłam ten gest również się przedstawiając po czym pomogłam jej pozbierać rozsypane rzeczy. Okazało się,że mamy razem lekcje angielskiego więc usiadłyśmy obok siebie po wejściu do klasy. Wreszcie zadzwonił dzwonek oznajmiający koniec lekcji. Susan zaprowadziła mnie do jadalni przedstawiając swoim znajomym.. Tom, Daisy - wyliczała gdy do środka weszli oni, niesamowicie piękni.. z mojego gardła wydobył się cichy pisk.. pisk zachwytu... - To Cullenowie - usłyszałam szept Toma.... Z wrażenia usiadłam na krześle... - Ten w lokach to Harold najmłodszy z całej rodziny - rzekła Daisy, a ten wysoki - pisnęła Susan to ..- Louis, tak wiem - wypaliłam ni z tego ni z owego... Wszyscy spojrzeli na mnie zdziwieni - spotkałam go przypadkowo wczoraj - dorzuciłam szybko.. - a te 2 dziewczyny, które im towarzysza - spytałam... - ta blondyna to Rosalie chodzi z Zaynem, są niczym papużki nierozłączki - skomentował Tom.. - a druga ma na imię Alice, razem z Niallem świata po za sobą nie widzą - usłyszałam cichy chichot Daisy. W nich wszystkich było coś niesamowitego, coś co sprawiało, że człowiek mógł zapomnieć języka w buzi. Nadeszła pora na lekce biologi, w dobrym humorze odnalazłam odpowiednią salę i weszłam do środka. Rozejrzałam się namierzając jakieś wolne miejsce... nie mogłam uwierzyć jedyne wolne krzesło znajdowało się obok Louisa. Niepewnie usiadłam obok niego, chłopak nawet nie zaszczycił mnie swoim spojrzeniem. Przez cale 45 minut siedział wyprostowany wpatrując się w naszego belfra. W końcu spojrzał na mnie lodowatym wzrokiem wypełnionym pogardą - Nigdy się nie spotkaliśmy, nie znamy się a ja cię nienawidzę... po czym wybiegł z sali zostawiając mnie mnie osłupiałą.
***
Wróciłam do domu zastanawiając się co też mogło być przyczyną dziwnego a wręcz żałosnego zachowania młodego Cullena przecież ja mu nic do cholery nie zrobiłam. Zaparkowałam samochód w garażu i wybuchłam gromkim płaczem. Dlaczego On mnie tak potraktował, dlaczego...kurwa... on coś ukrywa, posiada jakiś sekret ale ja się dowiem o co w tym wszystkim tak naprawdę chodzi.. porozmawiam z nim jutro.... tak koniecznie muszę to zrobić inaczej zwariuję ....
***
Wróciłam do domu zastanawiając się co też mogło być przyczyną dziwnego a wręcz żałosnego zachowania młodego Cullena przecież ja mu nic do cholery nie zrobiłam. Zaparkowałam samochód w garażu i wybuchłam gromkim płaczem. Dlaczego On mnie tak potraktował, dlaczego...kurwa... on coś ukrywa, posiada jakiś sekret ale ja się dowiem o co w tym wszystkim tak naprawdę chodzi.. porozmawiam z nim jutro.... tak koniecznie muszę to zrobić inaczej zwariuję ....
Rozdział 1
Droga przebiegała nam w ciszy, mój ojciec nigdy nie był idealnym partnerem do długich konwersacji, to lubiłam w nim najbardziej.. nigdy nie zadawał głupich pytań ani nie prawił nudnych monologów.
Po godzinie znaleźliśmy się w domu. Mój pokój znajdował się na 1 piętrze z widokiem na las. Nic się w nim nie zmieniło wszystkie rzeczy leżały dokładnie w miejscach, w których je pozostawiłam podczas poprzednich wakacji. Wypakowałam swoje ciuchy i inne niezbędne przybory po czym zeszłam na dół. Charlie siedział na jasnej sofie oglądając mecz na ogromnym telewizorze plazmowym, w ręce trzymał puszkę swojego ulubionego piwa... - tak, zdecydowanie nic się tutaj nie zmieniło - powiedziałam, uśmiechając się do siebie..
- Bells - krzyknął gdy kierowałam się akurat w stronę kuchni.. - tak tato - odwróciłam się. Jego wzrok był wbity w szklany ekran, odchrząknął - zapisałem cię do miejscowego liceum. Wiem, że to trochę kilometrów stąd więc postanowiłem zrobić ci małą niespodziankę. Myślałam, że się przesłyszałam, Charlie i niespodzianka..ha dobre mi sobie. Na moje 17 urodziny dostałam od niego książkę na temat rozmnażania się ssaków, więc byłam pewna obaw co wymyślił tym razem. Wyszliśmy razem przed dom, tata zszedł na chodnik i otworzył drzwi od małego garażu, w środku stał stary podniszczony Mustang. W pierwszej chwili nie wiedziałam o co chodzi, lecz w końcu się zorientowałam, że owa niespodzianka o której wspominał to samochód i to jaki samochód.Oczy momentalnie zaszły mi łzami. Rzuciłam się na jego szyję o mało nie zwalając go z nóg. To był najwspanialszy prezent jaki kiedykolwiek dostałam. Przez myśl by mi nigdy nie przeszło, że mojego własnego ojca będzie stać na taki gest. Szczęśliwa porwałam kluczyki z jego dłoni i udałam się na małą wycieczkę. Mimo swojego wieku silnik chodził jak marzenie.
Zaparkowałam na skraju ogromnego lasu. Boże jak ja chciałam skakać ze szczęścia. Wygramoliłam się z niskiego auta siadając na jego masce....
- Piękna pogoda nieprawdaż - usłyszałam czyiś głos... musiałam przyznać, że jego tembr był niezwykle uwodzicielski. Podniosłam wzrok, przede mną stał wysoki i niezwykle przystojny chłopak o brązowych włosach. - To, że nie pada nie oznacza od razu pięknej pogody - odparłam wpatrując się w jego złote tęczówki. - Sądząc po oczach, musisz być córką Charliego - jego brwi uniosły się kilka centymetrów - Więc to ty jesteś Bella - ukłonił się nisko... Nie mogłam wydusić żadnego słowa moje gardło było związane jakimś niewidzialnym sznurem, skąd ten chłopak wiedział kim jestem... - Nazywam się Louis William Cullen - posłał mi uśmiech, który spowodował, że straciłam czucie w moich kończynach lądując na ziemi.. stop nie po czułam bólu, który byłby spowodowany upadkiem..coś było nie tak... uchyliłam powieki... znajdowałam się w ramionach tajemniczego Cullena, tylko jakim cudem tak szybko przemieścił się w moją stronę, to było dziwne. Chłopak postawił mnie ostrożnie na ziemi odsuwając się ode mnie. Wyraźnie się nad czymś zastanawiał, coś nie dawało mu spokoju, przyglądał się przez chwile mojej osobie w skupieniu lecz nie mogłam wyczytać niczego z jego pięknej twarzy.. przypominał on raczej greckiego Adonisa niżeli zwykłego chłopaka. - Przepraszam muszę już iść - odparł po chwili milczenia i szybkim krokiem udał się w głąb lasu...
***
Tej nocy długo nie mogłam zasnąć wciąż myślałam o przystojnym aczkolwiek tajemniczym Louise Williamie Cullenie. Nie tylko wyglądem różnił się od reszty chłopaków ale również wyróżniał się swoim nienagannym zachowaniem.... Wciąż widziałam te jego cudowne złote tęczówki wpatrujące się w moje oczy.. Jedna rzecz nie dawała mi spokoju, mianowicie gdy znalazłam się w jego ramionach poczułam coś dziwnego lecz zarazem strasznego... jego ciało .. z jego ciała bił przeraźliwy chłód.......
Po godzinie znaleźliśmy się w domu. Mój pokój znajdował się na 1 piętrze z widokiem na las. Nic się w nim nie zmieniło wszystkie rzeczy leżały dokładnie w miejscach, w których je pozostawiłam podczas poprzednich wakacji. Wypakowałam swoje ciuchy i inne niezbędne przybory po czym zeszłam na dół. Charlie siedział na jasnej sofie oglądając mecz na ogromnym telewizorze plazmowym, w ręce trzymał puszkę swojego ulubionego piwa... - tak, zdecydowanie nic się tutaj nie zmieniło - powiedziałam, uśmiechając się do siebie..
- Bells - krzyknął gdy kierowałam się akurat w stronę kuchni.. - tak tato - odwróciłam się. Jego wzrok był wbity w szklany ekran, odchrząknął - zapisałem cię do miejscowego liceum. Wiem, że to trochę kilometrów stąd więc postanowiłem zrobić ci małą niespodziankę. Myślałam, że się przesłyszałam, Charlie i niespodzianka..ha dobre mi sobie. Na moje 17 urodziny dostałam od niego książkę na temat rozmnażania się ssaków, więc byłam pewna obaw co wymyślił tym razem. Wyszliśmy razem przed dom, tata zszedł na chodnik i otworzył drzwi od małego garażu, w środku stał stary podniszczony Mustang. W pierwszej chwili nie wiedziałam o co chodzi, lecz w końcu się zorientowałam, że owa niespodzianka o której wspominał to samochód i to jaki samochód.Oczy momentalnie zaszły mi łzami. Rzuciłam się na jego szyję o mało nie zwalając go z nóg. To był najwspanialszy prezent jaki kiedykolwiek dostałam. Przez myśl by mi nigdy nie przeszło, że mojego własnego ojca będzie stać na taki gest. Szczęśliwa porwałam kluczyki z jego dłoni i udałam się na małą wycieczkę. Mimo swojego wieku silnik chodził jak marzenie.
Zaparkowałam na skraju ogromnego lasu. Boże jak ja chciałam skakać ze szczęścia. Wygramoliłam się z niskiego auta siadając na jego masce....
- Piękna pogoda nieprawdaż - usłyszałam czyiś głos... musiałam przyznać, że jego tembr był niezwykle uwodzicielski. Podniosłam wzrok, przede mną stał wysoki i niezwykle przystojny chłopak o brązowych włosach. - To, że nie pada nie oznacza od razu pięknej pogody - odparłam wpatrując się w jego złote tęczówki. - Sądząc po oczach, musisz być córką Charliego - jego brwi uniosły się kilka centymetrów - Więc to ty jesteś Bella - ukłonił się nisko... Nie mogłam wydusić żadnego słowa moje gardło było związane jakimś niewidzialnym sznurem, skąd ten chłopak wiedział kim jestem... - Nazywam się Louis William Cullen - posłał mi uśmiech, który spowodował, że straciłam czucie w moich kończynach lądując na ziemi.. stop nie po czułam bólu, który byłby spowodowany upadkiem..coś było nie tak... uchyliłam powieki... znajdowałam się w ramionach tajemniczego Cullena, tylko jakim cudem tak szybko przemieścił się w moją stronę, to było dziwne. Chłopak postawił mnie ostrożnie na ziemi odsuwając się ode mnie. Wyraźnie się nad czymś zastanawiał, coś nie dawało mu spokoju, przyglądał się przez chwile mojej osobie w skupieniu lecz nie mogłam wyczytać niczego z jego pięknej twarzy.. przypominał on raczej greckiego Adonisa niżeli zwykłego chłopaka. - Przepraszam muszę już iść - odparł po chwili milczenia i szybkim krokiem udał się w głąb lasu...
***
Tej nocy długo nie mogłam zasnąć wciąż myślałam o przystojnym aczkolwiek tajemniczym Louise Williamie Cullenie. Nie tylko wyglądem różnił się od reszty chłopaków ale również wyróżniał się swoim nienagannym zachowaniem.... Wciąż widziałam te jego cudowne złote tęczówki wpatrujące się w moje oczy.. Jedna rzecz nie dawała mi spokoju, mianowicie gdy znalazłam się w jego ramionach poczułam coś dziwnego lecz zarazem strasznego... jego ciało .. z jego ciała bił przeraźliwy chłód.......
czwartek, 11 lipca 2013
Prolog
Jechałam właśnie obskurną taksówką na lotnisko. Słońce grzało dzisiaj jak nigdy, byłam bliska rozpłynięciu się. Zresztą nie ma co się dziwić w końcu mieszkałam na Florydzie, tak dobrze czytacie mieszkałam. Z chwilą, w której wystartował samolot rozpoczynał się nowy rozdział mojego życia...
Gdy byłam małą dziewczynką, każdej nocy moja mama zajmowała miejsce na małym krzesełku obok mojego łóżka czytając mi przeróżne historie zaczynając od legend kończąc na baśniach. Ja wtedy leżałam przytulona do mojej ulubionej maskotki - brązowego misia i chłonęłam każde słowo, które zostało przez nią wypowiedziane. Kochałam jej historie przenosiłam się wtedy do innego świata, pełnego magii i tajemnic, gdzie nie istniało słowo ''niemożliwe''.
W późniejszym czasie sama zaczęłam pisać. Nie interesowali mnie chłopcy jak resztę moich rówieśniczek dla mnie to była strata czasu. Wolałam zanurzyć się w swoim własnym zaczarowanym niebie. Przymknęłam powieki.. to były niewątpliwie najszczęśliwsze chwile mojego dzieciństwa. Równo tydzień temu zmarła moja mama, jedyna osoba, której nie bałam się powierzać swoich sekretów ani problemów. Czuję się tak jakby wszechświat zrobił sobie okrutny żart pozbawiając mnie mojej jedynej i zarazem najlepszej przyjaciółki.
Zastanawiacie się pewnie teraz gdzie lecę, więc już moi kochani wam wyjaśniam. Miejscem mojego przeznaczenia było niewielkie oraz najbardziej deszczowe miasteczko położone w kontynentalnej części Stanów Zjednoczonych - Forks. Tam właśnie mieszka Charlie - mój ojciec. Rodzice rozwiedli się gdy miałam zaledwie 3 lata. Nie pasowali do siebie, to była 2 zupełnie inne żywioły a mówią, że przeciwieństwa się przyciągają lecz w tym przypadku to się nie sprawdziło.... Renee była pełną energii kobietą która pragnęła brać garściami wszystko co najlepsze w życiu, tuż przed śmiercią skoczyła nawet na spadochronie.. Charlie był jej zupełnym przeciwieństwem, nudny facet w średnim wieku. Kochałam ich oboje ale to właśnie z mamą byłam dużo bardziej zżyta, u taty spędzałam jedynie 2 miesiące w ciągu roku, a teraz mieliśmy razem zamieszkać... Komunikat o zapięciu pasów przywrócił mnie do rzeczywistości. Po chwili samolot wylądował.. a ja ciągnąc niewielką walizkę udałam się w stronę policyjnego radiowozu...
Gdy byłam małą dziewczynką, każdej nocy moja mama zajmowała miejsce na małym krzesełku obok mojego łóżka czytając mi przeróżne historie zaczynając od legend kończąc na baśniach. Ja wtedy leżałam przytulona do mojej ulubionej maskotki - brązowego misia i chłonęłam każde słowo, które zostało przez nią wypowiedziane. Kochałam jej historie przenosiłam się wtedy do innego świata, pełnego magii i tajemnic, gdzie nie istniało słowo ''niemożliwe''.
W późniejszym czasie sama zaczęłam pisać. Nie interesowali mnie chłopcy jak resztę moich rówieśniczek dla mnie to była strata czasu. Wolałam zanurzyć się w swoim własnym zaczarowanym niebie. Przymknęłam powieki.. to były niewątpliwie najszczęśliwsze chwile mojego dzieciństwa. Równo tydzień temu zmarła moja mama, jedyna osoba, której nie bałam się powierzać swoich sekretów ani problemów. Czuję się tak jakby wszechświat zrobił sobie okrutny żart pozbawiając mnie mojej jedynej i zarazem najlepszej przyjaciółki.
Zastanawiacie się pewnie teraz gdzie lecę, więc już moi kochani wam wyjaśniam. Miejscem mojego przeznaczenia było niewielkie oraz najbardziej deszczowe miasteczko położone w kontynentalnej części Stanów Zjednoczonych - Forks. Tam właśnie mieszka Charlie - mój ojciec. Rodzice rozwiedli się gdy miałam zaledwie 3 lata. Nie pasowali do siebie, to była 2 zupełnie inne żywioły a mówią, że przeciwieństwa się przyciągają lecz w tym przypadku to się nie sprawdziło.... Renee była pełną energii kobietą która pragnęła brać garściami wszystko co najlepsze w życiu, tuż przed śmiercią skoczyła nawet na spadochronie.. Charlie był jej zupełnym przeciwieństwem, nudny facet w średnim wieku. Kochałam ich oboje ale to właśnie z mamą byłam dużo bardziej zżyta, u taty spędzałam jedynie 2 miesiące w ciągu roku, a teraz mieliśmy razem zamieszkać... Komunikat o zapięciu pasów przywrócił mnie do rzeczywistości. Po chwili samolot wylądował.. a ja ciągnąc niewielką walizkę udałam się w stronę policyjnego radiowozu...
Subskrybuj:
Posty (Atom)